Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Gdybym tak jak ty, droga Blanko, pogardził pieniędzmi, odpowiedziałbym ci: Nie Nieszczęściło mi się tego wieczoru...
— Przegrałeś dużo?...
— Jeżeli nie dużo, to za dużo...
— Tem lepiej! Czego najwięcej lękam się dla ciebie, to ciągłego powodzenia... Przeciwny tylko wypadek może cię poprawić... Widzisz, kochany Gregory, jak posmutniałeś pod wpływem przegranej! Czyż dla tego, że w pularesie twoim zmniejszyła się liczba banknotów, nie widzisz już potrzeby przywitać się ze mną? pocałować mnie?...
Wołoch zdumiony tak dobrem usposobiem, którego nie spodziewał się wcale, nachylił głowę i przytknął usta do atłasowych lic Blanki.
Hrabinę, przyjmującą ten pocałunek przeszedł dreszcz od stóp do głowy. Podejrzenia jej ustępowały miejsca rzeczywistości! Z wąsów Gregorego wydobywała się woń perfum, która poprzedniego wieczoru obudziła w niej zazdrość.
Teraz nie miała już żadnej wątpliwości. Kochanek jej wracał od rywalki, ponieważ zaś kobiety w miłostkach nie przypuszczają ani kaprysu, ani fantazyi (ma się rozumieć u mężczyzn), rywalka ta była kochanką!...
Pani de Nancey była jednak bohaterką. Ranę swoją ukryła w głębi duszy, nie dając jej poznać po sobie. Rozmawiała czas jakiś z całą swobodą, poczem spokojna ciągle na pozór i uśmiechnięta, jak w chwili powrotu Gregorego, życzyła mu dobrej nocy po doznanych przy grze wrażeniach, i odeszła.