Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żeśmy wyjechali razem; otóż trzeba się starać, by dzienniki nie pisały o bytności twojej w Baden...
— Rozumiem to doskonale i zamknę się w domu, jeżeli tego potrzeba koniecznie, co zresztą nie bardzo będzie wesoło, jak to sam powiedziałeś przed chwilą. Lecz czego wcale nie rozumiem, przyznaję, to tego, że potrzebując cienia (to twoje wyrażenie) wybrałeś sobie te włoskie bulwary położone o dwa kroki od Czarnego lasu! No, bo Badenu inaczej nazwać nie można!...
Blanka miała słuszność.
Gregory jednak tyle robił, iż w końcu uwierzyła, że tak nie jest. On zaś, jako gracz namiętny, będąc w posiadaniu znacznej sumy pieniężnej, a przekonany, że z zimną krwią można dojść do miljonów, chciał koniecznie znaleźć się w mieście gry, choćby z narażeniem własnej swojej osoby.
Dlatego opuszczając Fracyę, udał się prosto do Homburga.
Nie mogąc zatrzymać się tam dłużej, po pojedynku z hrabią de Nancey, pojechał do Baden.
Tego samego wieczora pozostawiwszy Blankę w samotnem jej mieszkaniu, jakie zajmowali od rana, wsunął do kieszeni paczkę biletów bankowych i poszedł grać.
Przy wejściu na salony, doznał pewnego rodzaju wzruszenia, zastawszy tam grupę młodych ludzi, z którymi witał się w Paryżu przy każdem spotkaniu, czy to w lasku, czy na bulwarach, czy też na foyer w Operze.
Próba miała być decydującą. Jeżeli ci paryżanie nie poznają go, to już nie ma się czego obawiać.
W mgnieniu oka zmienił swobodny swój chód, przy-