Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

słoniowa, i dwa kosmyki rudawych włosów, zawiniętych po każdej stronie nad uchem na kształt rożków.
Chroniczny uśmiech odsłaniał mu białe i szerokie zęby. Ubrany był jak na bal, a za guzik zaczepiony miał pęczek orderów podobnych do tych jakie widzieliśmy poprzedniego wieczora u dwóch dyplomatów.
Herr baron von Hertzog skłonił się przed panią de Nancey z najwyższą galanteryą, wyprostował się całą wysokością małej swej figurki ściskając pod lewą pachą szapoklak podszyty niebieskim atłasem, z gracyą dobrej szkoły, podwoił wieczysty swój uśmiech, i rzekł po francuzku prawie bez akcentu.
— Nie wiem doprawdy, jak wyrazić mam pani hrabinie mą wdzięczność, za ten szczęśliwy wyjątek, z jakim raczyła łaskawie mnie przyjąć.
Pan de Hertzog zdawał się mówić całkiem na seryo, jeżeli jednak słyszał, co jest bardzo prawdopodobne, słowa Blanki wyrzeczone do rządcy, w tem co powiedział tkwiło cokolwiek ironii.
— Trudno było zamknąć drzwi przed takim gościem, panie baronie — odparła młoda kobieta zapytując siebie, czy wstęp podobny nie zawierał w sobie coś niepokojącego. — Pomimo to jednak przyznać muszę, że nadaremnie wysilam się...
— Nad odgadnieniem przyczyny mojej wizyty, zapewne? — zapytał mały człowieczek widząc, że pani de Nancey zatrzymała się.
— Tak jest, panie baronie.
— Przyczyna bardzo prosta — rzekł znów prusak z podwojonym uśmiechem. Jego ekscelencya pragnie go-