Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

moje rysy i zachowaj ten rysunek w twoim pokoju, razem z mojemi włosami... W ten sposób przynajmniej pozostanie ci coś z twojej Alicyi... Przyrzekasz mi to, nieprawdaż? Zrobisz to! Tak! oh! jestem szczęśliwą...
Alicya rzekła znów po chwili:
— Ostatnie wspomnienie dla tych, którzy tam pozostali!.., a których tak kochałam... Uwiadom ich o mojej śmierci... i niech dziecku swemu przebaczą...
Długie milczenie.
Krew płynęła pod paznogciami Pawła, zatopionemi w ciało.
Słaby głos Alicyi podniósł się znowu.
— A teraz — rzekła — trzeba pomyśleć o Bogu, o Bogu którego obraziłam kochając ciebie... Pawle, najdroższy Pawle, idź po księdza...
Pan de Nancey powstał, posunął się ku drzwiom jak lunatyk prowadzony rozkazującą siłą niewidzialnego magnetyzera i wyszedł nie obejrzawszy się.
W godzinę potem, minister sprawiedliwego i miłosiernego Boga wszedł do tego pokoju, gdzie śmierć zagościła i wysłuchał z głębokiem wzruszeniem szczere wyznania niewinnej grzesznicy.
Ksiądz ten, był to święty człowiek. Światła i pogodna jego inteligencya patrzyła na słabości ludzkie z pobłażliwością silnego i dobrocią sprawiedliwego.
Nie pytał wcale umierającego dziecka, czy żałowała tego, że kochała; wiedział bowiem dobrze, że nie... wiedział również, że Bóg jej przebaczy...
Wyciągnąwszy nad nią ręce, rzekł:
— Oczyszczona duszo, rozgrzeszam cię... Jesteś tak