Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Źle się wywiązał z mego polecenia, kiedy pan żyjesz!
— Nie znam pani! Odtąd wszystko pomiędzy nami skończone?
— Nieprawda! Jestem twoją żoną!
— Cudzołóztwo i zbrodnia rozdzieliły nas!...
— Bynajmniej, jeszcze ściślej połączyły nasze więzy! Wówczas kiedy zawiniłam, należało działać przeciwko mnie! Kiedy dom twój opuściłam uciekając z kochankiem, kiedy z rozkoszą patrzyłam jak skrawiony padłeś pod jego szpadą, należało żądać rozwodu, który byłbyś pan łatwo otrzymał! I dziś byłbyś wolny! Teraz zapóźno!...
— Zapóźno by cię ztąd wypędzić, nigdy! — rzekł Paweł chrapliwym i świszczącym głosem.
— Mnie wypędzić! — powtórzyła Blanka z naigrawaniem się — cóż znowu! Mnie wypędzić! Nie radzę!... Czy mnie wypędzić można?... Jesteś szalony! Wszystkie moje prawa egzystują!... są niezaprzeczalne... Tu nie ma w tej chwili wiarołomnej kobiety, tu jeden jest tylko przestępca, a tym pan jesteś... bo depcząc nogami prawo, z całym bezwstydem utrzymujesz nałożnicę w domu małżeńskim!
Blanka wyciągnęła rękę w stronę Alicyi z wyrazem nienawiści i groźby, rzekła:
— Otóż nałożnicę tę, ja prawa małżonka ja hrabina de Nancey, ja pani tego domu, wypędzam!...
Głuchy jęk wydarł się z piersi nieszczęśliwego dziewczęcia, które upadło na oba kolana ukrywając twarz w dłoniach.
Pijany rozpaczą, szalony, Paweł skoczył ku Blance