Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ta zaś zobaczywszy pełną portmonetkę nowej lokatorki, stała się natychmiast bardzo uprzejmą.
— Będziemy tu mieli o pani staranie... — rzekła przywołując na usta uroczysty uśmiech. — No, no, będziesz pani zadowoloną! Dasz cośkolwiek służącej za usługę... drobnostkę... co sama zechcesz... dziesięć franków miesięcznie... Na funcie świec pierwszego gatunku, policzę pani tylko pięć sous nad to, co bierze kupiec sprzedający hurtownie. Jeżeli pani zechcesz jeść u siebie, można posyłać do mleczarni na przeciwko, gdzie jest przedziwna kuchnia.
Właścicielka umeblowanego domu przybierając drugą rolę modniarki, rzekła z podwojonym uśmiechem.
— Ah! paniulku, szczęśliwie dalibóg trafiłaś! Jakby umyślnie... Nie mając pakunków, potrzebujesz wiele rzeczy... Trzeba kupić, w Paryżu zaś drogo niesłychanie... Ja zaś tu obecna, prowadzę handel przedmiotami, których pani potrzebujesz! Magazyn mój na parterze, zaopatrzonym jest w towary wyborowe i nowe prawie... Mam bieliznę, spódnice, koronki, suknie kaszmirowe i jedwabne... znakomita sposobność, niechaj pani korzysta! Gdy zechcesz wybierać, proszę tylko szepnąć słówko... cały magazyn mój będzie na pani usługi... za gotówkę, ma się rozumieć!...
— Zobaczymy później — odpowiedziała Blanka, której instynkta arystokratyczne oburzały się na samą myśl noszenia używanej bielizny i odzienia.
— Kiedy tylko pani zechce... Tymczasem może podać jej cośkolwiek?... filiżankę białej kawy z bułeczką?
Pani de Nancey, zezwoliła.