Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mam... — odpowiedziała Blanka.
— I nic na sumieniu?... — zapytała znowu imość.
— Nie rozumiem, co pani chcesz przez to powiedzieć.
— Płaci się u mnie za dwa tygodnie z góry taki jest zwyczaj.
— Wszystko mi to jedno.
— A więc dobrze!... Możesz pani wysiąść...
Pani de Nancey zapłaciwszy dobrze woźnicy, weszła do domu.
— Życzysz sobie pani mieć pokój, czy gabinet? — zapytała pani Chaudet.
— Życzę sobie mieć to, co pani posiadasz najlepszego.
— Na pierwszem piętrze mam coś w wyższym guście... coś całkiem szykownego... Pójdź pani obejrzeć!
To coś w cenie sześćdziesięciu franków miesięcznie, był to dosyć duży pokój, z pstrym dywanem, z łóżkiem w rodzaju czółna, miał fotele kryte Utrechtem, okrągły stół z czerwoną serwetą, czerwone firanki z wełnianego adamaszku i dwa olejodruki podług Horacego Vernet, z których jeden wyobrażał „Mazepę,“ a drugi „Spowiedź rozbójnika włoskiego.“
Krótko mówiąc mały Louvre!
Pani de Nancey pytała sama siebie, jak będzie mogła mieszkać w podobnem miejscu choćby tylko dwa tygodnie; nie mając jednak wyboru, zatrzymała opisany przez nas pokój i wsunęła w rękę pani Chaudet trzydzieści franków.