Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szczonego domu i wpadł do krwawego pokoju, w którym leżał trup Doroty.
Hrabina zrozumiała szybko do czego potrzebna mu była siekiera, widząc ruchy olbrzymiego jego cienia na szybach, a zwłaszcza słysząc łoskot podobny do tego, jaki czynią drwale ścinając dwuwiekowego dęba.
Odbijał on wieka od kufrów, nie mogąc zaś dać rady roztrzaskiwał je w kawały.
Zrozumiawszy, że czynność ta zabawi go cokolwiek dłużej, pomyślała o ratowaniu się ucieczką; w każdym razie należało się spieszyć, bo zabrawszy pieniądze i klejnoty, zechce zapewne zgładzić ze świata drugiego świadka swej zbrodni, tak jak to uczynił z pierwszym.
Blanka powstała. Nogi drżały pod nią; lecz przywiązanie do życia i instynkt samozachowawczy, powraca, jak mówią sprężystość członków, nawet sparaliżowanym; hrabina zaś chwilowo tylko była osłabioną przestrachem.
Przywlokła się do drzwi ogrodowych, które Wilhelm pozostawił otworem. Znalazłszy się zaś na otwartej drodze, odżyła całkiem, i z gołą głową, szybkim krokiem udała się ku Kolonii.
Chwilami zdawało jej się, że słyszy za sobą odgłos kroków i dyszący oddech.
Wtedy sądząc że ją goni, przytuliła się wystraszona do drzewa, przekonawszy się jednak że była samą, biegła śmiało dalej.
Dochodząc do miasta obejrzała się i spotrzegła wielką jasność na horyzoncie.
Czyżby to miało być już świtanie? Nie jeszcze. To jej dom stał w płomieniach.