Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dziś kochał inną kobietę! Zabił Gregorego! Blanka nie istniała już, on zaś z sercem przepełnionem radością! nadzieją biegł do Kolonii po niezbite dowody jej śmierci!
Po otrzymaniu zaś takowych i zostaniu mężem Alicyi, miało się zacząć nowe życie dla niego.
Po przejściu tylu burz, życie pełne szczęścia, prawdziwej miłości, zaufania bez granic, wiary w przyszłość, rozkoszy domowego ogniska, spokoju sumienia, słowem, czekało go niebo na ziemi!
— Czyż ja zasłużyłem na to? pytał sam siebie Paweł. — Nie jestże to prawdziwa niesprawiedliwość, abym ja był do tyla szczęśliwy?..
I pogrążył się do tego stopnia w przyszłem swem szczęściu niemylnem, że wszystko co nie było Alicyą lub nim, zścierało się w jego umyśle.
Zapomniał o wojnie, nie pamiętał już Komuny...
Długa podróż z Paryża do Kolonii, wydawała mu się przejażdżką na żart.
Przypadek zrządził, że kareta w którą wsiadł, wyszedłszy z wagonu, zawiozła go do tego samego hotelu, do którego zajechał wówczas wycieńczony znużeniem, gniewem i bezsennością.
Garson hotelowy nie poznał go wcale. Był to jednakże ten sam, któremu dał tysiąc franków za wyszukanie zbiegów po hotelach kolońskich... Piękny garson, poprawny, zawsze akuratnie ufryzowany, a sprytniejszy jeszcze od chwili, w której jako ułan znał się na końcu palca teoryę i praktykę dobrze zrozumianej grabieży. Francuzów pomimo to lubił, dobry ten chłopiec,