Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tak dobrze pomyłkom jak najzwyczajniejsi śmiertelnicy.
Ten któregośmy na scenę powieści naszej wprowadzili, jakkolwiek sprytny, nie poznał się bynajmniej na rodzaju wzruszenia Pawła i rzekł do siebie w najlepszej wierze:
— Oh! słabe serce człowieka. Któż potrafi zgłębić twoje wnętrza? Oto mąż oszukiwany na wszystkie strony, co się zowie! Pomino to w jak straszny sposób przyjął wieść o śmierci żony. Chociaż da się to wytłomaczyć łatwo; hrabina de Nancey była tak ładna! Hrabia więc opłakuje ją poprostu jako arcydzieło sztuki!
Zadowolony z filozoficznego swego wniosku, powrócił do swoich zajęć, to jest do ukończenia olbrzymiego artykułu o radzie wojennej, funkcyonującej w tej epoce z wielką sprężytością.
Paweł kazał wieść się na powrót do willi, podczas zaś gdy konie wyciągniętym kłusem pędziły przez pola elizejskie, odczytywał nieustannie artykuł z „Gazety Kolońskiej,“ której gotyckie pismo migotało mu przed oczyma tak, jak gdyby dziennik był drukowany fosforem.
Niezawodnie skazany na śmierć, któremu by na pięć minut przed egzekucyą wręczono ułaskawienie, nie czytałby z większem upojeniem stokroć błogosławionego pisma, powracającego mu prawo egzystencyi.
Więc w chwili kiedy on błagał Boga o wymiar sprawiedliwości, o zrobienie Alicyi miejsca, które Blanka Lizely, hrabina de Nancey, bezcześciła, w chwili w której sam zamierzał choćby kosztem zbrodni przyspieszyć tę