Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nigdy długo czekać interesantowi. Redaktor kroniki sądowej ukazał się natychmiast i ukłonił się Pawłowi, mówiąc:
— Pan życzył sobie widzieć się ze mną... Jestem na pańskie rozkazy...
— Jakkolwiek nie mam zaszczytu być panu znanym, ośmielam prosić go o wyświadczenie mi wielkiej usługi...
— Proszę, mów pan o co chodzi.
— Jestem hrabia de Nancey...
Dziennikarz ukłonił się powtórnie.
— I przychodzę dowiedzieć się o nazwisko wydrukowane w całości, w „Gazecie Kotońskiej “ i które pan przez szlachetną oględność zaznaczyłeś tylko pierwszą literą.
— To właśnie pańskie nazwisko.
Hrabia spodziewał się takiej odpowiedzi. Zakończenie artykułu w „Figaro“ nie mogło mu pozostawiać w tym względzie najmniejszej wątpliwości. Że jednak obawiał się już wszelkiego złudzenia, nie śmiał wierzyć w to do ostatniej chwili. Serce zabiło mu tak gwałtownie, że przyłożeniem ręki do lewego boku usiłował powstrzymać jego uderzenia.
— Ah! — jęknął nareszcie, padając na krzesło pod brzemieniem gwałtownego wzruszenia.
— Panie — rzekł porywczo dziennikarz, pan jesteś blizkim zemdlenia. Mamże kazać przywołać lekarza?
— Nie... nie, dziękuję panu. To nic... już przeszło... szeptał Paweł, panując całą siłą woli nad wzruszeniem, wreszcie powstał blady jeszcze, ale uspokojony prawie, rzekł znowu: