Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zkąd pochodzi ta oślepiająca jasność, która tak nagle powstała? Co to za zgiełk tu słychać?
— To właśnie przyszedłem powiedzieć panu hrabiemu... — odpowiedział służący — palą Paryż!... w tej chwili wchodziliśmy z odźwiernym na poddasze... Pałac Izby obrachunkowej pali się jak pudełko zapałek, z drugiej zaś strony Sekwany, w kierunku ulicy Castiglione i placu Vendôme, widać wielki pożar... To zapewne Ministeryum finansów... Wszystko przez ręce ich przejdzie... Powiadają, że ludzie ci wysełać będą kobiety i dzieci, aby polewały mury domów naftą, pod bramy zaś i do piwnic, mają wrzucać gałgany nasycone nią!!! W kanałach zaś mają ustawiać beczki z prochem, jeszcze tam coś, że zresztą użyją drutów telegraficznych do wysadzenia w powietrze Paryża... Co zaś jest pewnem, to to, że lokatorów z przeciwka wyrzucili na ulicę nie pozwoliwszy im nic zabrać z sobą... Kto wie, czy za chwilę nie zrobią tego samego tutaj!...
Alicya słuchała tracąc zmysły z przerażenia.
— Uciekajmy — jęknęła — trzeba uciekać Pawle, trzeba koniecznie... Czyż ty nie widzisz, że ja umrę jeżeli pozostaniemy tutaj? Uprowadź mnie, uprowadź...
— Ah! chciałbym! Za cenę własnego życia chciałbym to uczynić, droga Alicyo! Ale jakim sposobem?... Ci nędznicy przejść nam nie pozwolą...
— Z wszelką pewnością, panie hrabio — odparł służący — warty ich pozaciągane na wszystkie strony, te pytają o słowo porozumiawcze, aresztują zaś, jeżeli go kto nie posiada... Ah! strzegą się teraz, a im więcej nie dowierzają, tem są niespokojniejsi... lękają się napadu... Woj-