Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ileż to ludzi bawiąc się mrzonkami, miało czas dojść do szczęścia rzeczywistości.
Blanka zapłaciła ludziom zasługi, należność za mieszkanie, posłała po dorożkę, na którą zabrano kufry i kazała się zawieść do drugorzędnego hotelu, w którym ceny numerów były przystępniejsze.
Za dwadzieścia jeden talarów tygodniowo, dostała dwa pokoiki na drugiem piętrze z balkonem i wprowadziła się tam.
Przyniesiono jej do mieszkania skromny obiadek, którego, będąc naczczo od dnia poprzedniego, bardzo potrzebowała. Wieczór spędziła w domu, gdyż utrudzona strasznemi przejściami następującemi szybko po sobie, o wyjściu i myśleć nie chciała.
Nazajutrz dopiero ku wieczorowi przywdziała skromną lecz gustowną tualetę i w chwili w której tłum graczy gromadził się koło stolików „trente et quarante, i rulety, weszła tam także. Zjawienie się jej w salonie gry wywołało wrażenie uwielbienia, które łatwiej zrozumieć niż opisać.
Panna Maximum i Szmaragdowa czarodziejka znajdujące się tam już oddawna, grały ciągle nieszczęśliwie, upierając się walczyć do upadłego z niepowodzeniem. Grube sumy przeszły już z rąk ich do banku i maluczko, a wystawione były na niebezpieczeństwo, jednej cnota... a drugiej klejnoty.
Zauważono dnia poprzedniego nieobecność najpiękniejszego z graczy w Badenie, mniemanego baroneta Sir John Snalsby, de Snalsby House.
Skoro ukazała się Blanka, piękna, zręczna i nad wszel-