Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XV.
Po rostrzygnieniu.

Są katastrofy tak straszne, piorunujące, że w pierwszej chwili nie chce się im wierzyć. Powiada się wtedy: To niepodobna! i pomimo całej pewności, wątpi się o nich...
Pani de Nancey trzymając w rękach ten podróżny worek, tak ciężki przedtem, a tak lekki teraz, potrząsała nim z przestrachem. Z każdą sekundą pewność nieszczęścia stawała się widoczniejszą, a jednak usta jej machinalnie wymawiały!
— Ja śnię!...
Nakoniec gwałtownym ruchem nacisnęła sprężynę. Futeraliki ukazały się. Otworzyła jeden był próżny... Następnie drugi... trzeci... wszystkie z tym samym rezultatem. Same tylko pozostały pudełka. Wartość zniknęła!...
Przyszła kolej na portfel zawierający papiery.
Hrabina konwulsyjnym ruchem odsunęła sprzączkę, a obłąkany wzrok jej zanurzył się w kieszonkę podbitą atłasem.
Papiery poszły za brylantami.
Chrapliwy jęk wydobył się ze ściśnionego gardła Blanki. Straszliwa prawda ukazała jej się w całej nagości. Zasłona spadła z jej oczu od razu.
Podejrzenie jej nawet przez setną część sekundy nie