Przejdź do zawartości

Strona:PL Wyspiański - Kazimierz Wielki.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
C.

To byli wodze narodu, ich właśni,
co przewodzili nad ludem krzykami,
gędźbami nowe podsycali waśni
samozwańczymi będąc prorokami;
stawał się naród, jak ugorne pole,
że chwasty kłosom przerosły głowami,
głuszące czysty siew coraz hałaśniej, —
że już zaczęto ze zbóż plewić role.

CI.

Mówili wszystko, co powinien czynić
naród, — w rozstajne wskazując mu drogi;
wzajem się w słowiech jęli lżyć i winić,
aż wzrośli na olbrzymie truchła-trwogi.
— Stał lud, gromadą słuchając bezradną,
iż się tak między sobą szarpią bogi,
obiecując, że żyły złote w nim odgadną...
Zająkłem, — bo mu widzę duszę kradną.

CII.

Więc krwią i kością nagle ze żywymi,
stałem się kowal w żelaznej obręczy
na czole — i dzierżyłem młot olbrzymi
żelazny, — wciąż ten młot głuchy brzęczy
jeszcze w uszach, — — — że będę nad nimi
wódz! — A nademną Bóg na tęczy....
Więc wsparłem młot o stół ołtarza skalny,
przy którym naród Sejm odprawiał walny.