się pieniądze i pod koniec roku jest znów w Krakowie. Jest przygnębiony ale maluje zażarcie, przeważnie portrety; pociesza się że modele ma za darmo, lecz portrety również za darmo, więc niebawem nie ma już i na przybory malarskie i zaczyna pisać. Cóż, kiedy go nie stać na list polecony, by wysłać przyjacielowi „Warszawiankę“. Wreszcie jesienią zdobywa gdzieś pieniądze i pędzi do Paryża skończyć „Śluby“. Mieszka teraz w jednym domu z Laszczką (14, Avenue du Maine) i wgryza się w robotę z zapałem i wytrwałością, nigdy nie słabnącą.
W maju 1894 r. dzieło jest skończone i Wyspiański pakę z kartonami wysyła do Lwowa na wystawę. Ta paka wiezie wszystkie jego nadzieje, więc wieści ze Lwowa oczekuje niecierpliwie. Nie nadchodzą żadne; paka gdzieś się zawieruszyła i do października leży nieotwarta. Zostawiając przybory, graty zastawem za niezapłacone komorne (Laszczka je potem wykupi i odeśle), Wyspiański spieszy do Lwowa, po zamknięciu wystawy odnajduje pakę i przedstawia kartony jury złożonemu z kanoników i znawców. Ci kręcą nosami: jaka niemożliwa „moderna“! (tak wówczas nazywano każdą nowość). Ale honorarjum już zapłacone, niema innej rady jeno artysta musi rzecz przerobić wedle wskazówek jury. Ten stanowczo odmawia. Gdy do zgody nie dochodzi, artysta wykrada kanonikom własne kartony, wywozi do Krakowa i donosi że są do dyspozycji katedry pod warunkiem wykonania bez zmiany. To się nie stało i Wyspiański osiada w Krakowie na lodzie.