w rozbrzasku nowego dnia dziejowego zaczął się wyłaniać widomiej coraz zarys szarej ziemi. „Zmalały pieśni pośród nas i pierś zmalała człowiecza — skarży się boleśnie jeden z ostatnich śpiewaków Legionu — została nędza, niemoc, strach“. Jasny sztandar ducha tarza się w zapomnieniu, ogniste hasła majaczą spłowiałe, szmat drogi znaczy się od tamtych dni do nas. A jednak do tej pieśni winniśmy wracać codziennie, jak do górskiej krynicy, aby obmyć dusze nasze z kurzu rzeczywistości, z błędów, czyhających w gęstwinie wydarzeń.
Tyle jeszcze skier nierozdmuchanych, tyle kwiatów, niebacznie zdeptanych po drodze, tyle długów niespłaconych!
I on, Romanowski, to taki nasz smutny narodowy dług —
Wielki Byron w jednym z młodzieńczych, prześlicznych swych wierszy rzewne przed potomnością wyraził życzenie:
Niech marmur na mym grobie nie pochlebia żałobie,
O co próżność ziemskich dzieci tak dba,