Strona:PL Wincenty Korab Brzozowski - Dusza mówiąca.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czułem, iż me jestestwo, dotąd tak mocne i proste, chwiać się poczęło i tracić dużo z samego siebie, jakby przed rozwiewaniem się w powietrzu...
O Melampie! który chcesz poznać życie centaurów, przez jaką to wolę bogów skierowano cię ku mnie, najstarszemu i najsmutniejszemu z nich wszystkich? Od dawna już nie żyję trybem ich życia. Nie opuszczam wcale szczytu tej góry, na której wiek mię postawił. Ostrze strzał moich służy mi jedynie do wyrywania roślin upartych; jeziora spokojne znają mnie jeszcze, lecz wartkie rzeki — zapomniały... Opowiem Ci niektóre przejścia z czasów mej młodości; — ale wspomnienia te, w przyćmionej pamięci zrodzone, wloką się jak ciecz skąpej libacyi, sączącej się wolno z uszkodzonej urny. Opisałem Ci z łatwością najpierwsze lata, gdyż były one spokojne i doskonałe; życie pogodne i proste karmiło mnie — to się trzyma pamięci i wypowiada bez trudu. Bóg, uproszony o opowieść swego życia, zamknąłby ją całą w dwóch słowach, o Melampie!
Bieg młodości mojej szybkim był i pełnym wzburzeń. Żyłem w nieustannym ruchu i nie znałem granic dla swych kroków. W dumie swoich sił wolnych, włóczyłem się, ogarniając sobą cały obszar tych puszcz. Pewnego dnia, przebiegając dolinę, spotkałem człowieka, idącego wdłuż rzeki, po przeciwnym jej brzegu. Pierwszym był, który oczom moim się jawił — wzgardziłem nim. Oto jest zaledwie — rzek-