Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

od niego z lasu wyszedł ostrożnie rosły chłop; powiódł po polu okiem, a potem wydał donośny głos, wybornie naśladujący wołanie sowy. Pies drgnął w krzaku, lecz się z miejsca nie ruszył, warknął tylko głucho, w głębi piersi głos tłumiąc. Czatownik w krzaku przycisnął psa do ziemi, nakazując mu widocznie w ten sposób milczenie.
Po niejakim czasie ukazał się pod lasem inny chłop. Znów zabrzmiało echem po lesie hukanie sowy. Zebrało się pięciu ludzi; później przybyli otoczyli tego, który się pierwszy pojawił, i teraz coś przedstawiał swoim towarzyszom. Jakkolwiek szept pod lasem był przytłumiony, niewyraźny, jednakże człowiek zaczajony w krzaku słyszał taką mniej więcej rozmowę:
— Koniecznie z wami pójdę, Sobku — upierał się jeden. — I Jankla weźmiewa ze sobą... Będzie nam wartował przed stajnią; on to dobrze uczyni.. Wy się sprawicie ze starym, co przy koniach stróżuje. Nie będzie pokrzykiwał, jak mu się w gębę zasadzi pakuły.. A nie, to...
I tu mówiący pokazał ręką na gardło, potem zaś dodał jeszcze:
— Nikt tu lepiej odemnie nie zna tych koni; nie darmo przez kwartał służyłem na Orłowej Woli; wiem, jak zażyć..
— No, więc prędzej! Majchar i Jankiel ze mną na Wolę, a Kijanka i Garłacz machną po te sołtysowe siwki do Żabic!.. Zwijać się prędko, żeby za kilkanaście pacierzów być pod lasem!.. Flaszkę z gorzałką, sakwę z chlebem i szperką zostawiam przy dębczaku — mówił człowiek, będący widocznie wodzem wyprawy.
— Kto nie wróci, ten się nie napije — rzekł wesoło Majcher.
— Może się napije, ale wody w kryminale — powiedział Sobek.