Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wieść o zbrodni Buty rozeszła się lotem błyskawicy po Małowieskim dworze, a z nią razem krążyła także nieobjaśniona, tajemnicza zagadka o jego pochodzeniu i naturze. Na piętrze rozmawiały o tem panny służące z boną, w czem znać było wyraźnie palec Trukawskiej i magnetyczny wpływ Drożdżewicza. Na dole w kredensie lokaje i chłopcy pokojowi trwożliwie, a jednak nienawistnie spoglądali ku klombowi, będącemu schronieniem Buty. Nawet guwernantka francuska, osoba wyższa nad przesądy, starała się dnia tego unikać ze mną rozmowy, jako z człowiekiem, mającym jakieś stosunki mocno skompromitowane w narodzie. Ja sam nie wiedziałem jeszcze o niczem. Dopiero po południu, chłodem, wziąwszy wilka na łańcuch, szedłem na przechadzkę i widziałem, że służba dworska wyległa do drzwi, do okien; poporzucano robotę, gapiąc się na nas, jakby to było osobliwe widowisko. Gdym przechodził przez wieś, dzieci uciekały z drogi, porzucając zabawę, a baby przyglądały się z okien. Uderzyło mnie to wszystko, bo przecież mieszkańcy Małowieży już się byli oswoili z widokiem Buty. Wilk zachowywał się karnie, głos mój wywierał już na niego wpływ większy. Gdym dnia owego wracał z przechadzki, spotkałem za wsią na drodze Szymona, który od dworu zdążał ku lasowi. Przywitał mnie grzecznie, ale widocznie miał zamiar uniknąć rozmowy i ledwie go zatrzymałem, mówiąc:
— Cóż to, Szymonie, chcecie już, widzę, zapomnieć o naszych przyjacielskich stosunkach?
— Ej nie — odpowie strzelec — ale — dodał, szepcąc mi na ucho — niech mnie pan posłucha i tego łajdaka zastrzeli, albo zwiąże i w stawie utopi, bo będzie z tego nieszczęście we wsi.
— Co też mówicie, Szymonie....
— Ja to panu powiadam! — twierdził ze stanowczością Szymon. — Cóż to, mało już lamentu we