Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Szczęście, że psia noga nie udusił karmnego wieprzka — rzekła kucharka.
— Albo i krowy — przemówiła dziewka od krów.
— Oho! Taki słowik, to lubi dusić i kobyłki — skonstatował dowcipnie lokaj Szczepan.
— O la Boga żywego! — krzyknęła Jagna, przerażona tym strasznym obrazem poduszonych w imaginacyi tylu pożytecznych zwierząt.
— I co tu teraz robić z tym fantem? — odezwała się widocznie zakłopotana panna Trukawska.
— Jakto — co robić? — rzecze pan Drożdżewicz z determinacyą męża stanu. Trzeba całą sprawę przedstawić dziedzicowi, bo to nie żarty wilk w domu. Żeby to jeszcze zwyczajny wilk!... — dodał po namyśle i z miną tajemniczą. — My tu wszyscy ludzie życia nie jesteśmy pewni... — Mówiąc to, wdział na głowę białą szlafmycę, zrobił gest, kręcąc głową, a rękami wykładając jakoby na wierzch groźne położenie. Jęknęły wszystkie kobiety głosem przerażenia i lękliwie spojrzały ku drzwiom otwartym od podwórza. A kucharz dodał jeszcze: „Nawet psy nie trzymają z takiem stworzeniem!... Wiem ja o tem dużo, wie też dosyć Szymon strzelec.” I z temi słowy stuknął od niechcenia w stół dużym nożem kucharskim. Poważny głos i gestykulacya sprawiły ogromny efekt.
— O mój Jezusiczku najmilejszy! — szepnie ostatecznie steroryzowana i prawie płacząca ze strachu, najnaiwniejsza w całem zgromadzeniu Jagna. — A niechże też panienka co rychlej poleci do dziedzica i wytłómaczy, co tu pan Drożdżewicz gadają.
Panienką nazywały dziewki pannę Trukawską, która, choć liczyła już pięć krzyżyków, bardzo jednak lubiła odbierać ten przydomek od swoich podwładnych. Nawiasem mówiąc, fornal Sobek nie miał względów i z tego także powodu, że przemawiał poprostu „jejmość.”