Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

okazał się brak jednej kaczki. Liczyła panna Trukawska, liczyła Jagna i znów panna Trukawska i znów Jagna; kaczki jak niema, tak niema. O fakcie takiej doniosłości toczyły się przez cały dzień rozmowy w kuchni. Przypominano tu sobie różne dnie w roku, kiedy zginęła kura czarna, kiedy — jarzębata, kiedy przepadła gęś, a kiedy gąsior, indyk i t. d. Przy tej sposobności wyliczano także rozmaitych domniemanych i rzeczywistych złodziei, zarówno ze świata ludzi, jak i państwa zwierząt. W obecnej chwili najwięcej podejrzeń padało na Bartka, pastucha świń, a to nie z powodu, żeby go kiedy schwytano na gorącym uczynku, ale ponieważ chłopak ów był zupełnie głupi i niczemu nigdy nie zaprzeczał. Fukała na niego panna Trukawska, lżyła go Jagna, kucharz, lokaje, pomywaczka — wszyscy, kto chciał. On zaś cierpliwie i obojętnie znosił wszystkie zarzuty, wyrzuty, obelgi i obwinienia, a nawet niekiedy uśmiechał się dobrotliwie. Panna Trukawska, bezpośrednia zwierzchniczka Bartka, twierdziła dosyć stanowczo, że chłopak ten jest tylko „z głupia frant, ale szelma wie, jak trawa rośnie.” Rzeczywiście pasterz świń był roztropnym chłopcem i w zawodzie swoim niepospolicie biegłym. Do pewnego stopnia przypominał on Eumajosa, świniarza sławionego przez Homera. Jako człowiek fachowy, z gorliwością poświęcał się obowiązkom powołania, dosyć trudnego ze względu na świnie, i na tym punkcie nikt mu imponować nie zdołał. Wiedział on dobrze, które zwierzę z trzody jest uparte, a które złośliwe, szkodne i t. d. Jako człowiek uczuwał też dla jednych osobników predylekcyę, do innych był źle uprzedzony. Zdarzało się nieraz, że któraś nierogata sztuka, ni ztąd, ni zowąd, wyrywała się z gromady i jak szalona puszczała się w cwał ku cudzemu zbożu lub kartoflom; wtedy Bartek pędził jak wiatr za świnią, gonił, gonił, aż wreszcie zwierzę z sił opadło i pozwoliło już sobą powodować. Ponieważ atoli chłopa-