Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wemi kudłami. Nieulękły stanął nawprost mnie i bystro wytrzeszczył ślepie; zdawało się, że pilnie nasłuchuje. Nigdy jeszcze w życiu nie widziałem takiego wilka! Wziąłem go dokładnie na cel, będąc ukrytym za drzewem; jednakże strzelba nie wypaliła, a i łoskot wcale nie przeraził wilka. Szedł prosto ku mnie, jak nigdy nic, podczas gdy inne wilki rozbiegły się na wszystkie strony. Gdy przebiegał koło drzewa, za którem stałem ukryty, słyszałem wyraźnie, jak szczęknął zębami. Sięgnąłem po kapiszon, choć mi się zimno zrobiło, bo wilka tak zuchwałego na obławie nie widziałem nigdy. Spojrzałem w stronę, gdzie poszedł, a on sobie zwolna postępuje o jakie dwadzieścia kroków odemnie. Celuję i strzelam — chybiłem. Przeżegnałem się teraz, ale już nawet nie miałem odwagi poszukać, gdzie upadł nabój ostro nabity loftkami. Wielkie wilczysko uszło w bór, gdyż był to wilkołak, to jest zła dusza w wilczej skórze.
„Jakoś w tydzień przeszło po polowaniu chwyciły cięższe jeszcze mrozy, tak, że ptastwo od nich padało; wilczych tropów pełno było po polach i koło lasu, choć nie dało się słyszeć, żeby gdzie we wsi stała się komu jaka szkoda od tych zwierząt. Pamiętam, było to w dzień św. Błażeja, wieś złożyła się na wotywę na intencyę sfolgowania mrozów. Po nabożeństwie w Goworowie zebrali się gospodarze na pogwarkę w Małowieskiej karczmie i tak też tam zeszło do zmierzchu. Wyszedłem z karczmy z sołtysem Matusem, miałem się zaś puścić zaraz ku chałupie, ale kum powiada: „Wstąpcie-no do mnie, Szymonie.” Zalazłem więc do Matusa i zabawiłem chwilkę czasu. Wyjrzał kum na świat i mówi: „Przenocujcie, Szymonie, bo się jakoś ściemnia, a z Małowieży macie spory kęs drogi do domu.” — „Ha to i lepiej, kiedy ciemno — rzeknę — widać dobrze zelżało, pomogła wotywa, może jutro będzie ponówka. A mnie przecie nie dziwno tłuc się nocą do domu.” I tak puściłem się w drogę, choć było bardzo