Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pustoszył kartofle. Szymon zasadzał się na zwierza nocami, i on, który w sprawach myśliwskich chciał być nieomylnym, pozwalał się dzikowi oszukiwać; bo pojedynek właśnie w czasie zasadzki albo wcale nie wyszedł w pole, albo pokazało się nazajutrz, że o trzysta kroków od zaczajonego strzelca skopał i zniszczył kawałek pola. Nie był to więc pospolity odyniec, jakich Szymon corocznie kilku kładł trupem. Nasz myśliwy sądził, że dzik znał jego myśli i zamiary, że więc niepodobieństwem było walczyć człowiekowi ze stworzeniem tak dziwnego rodzaju.
Jednakże ani ów mądry zając, ani przebiegły lis, ani dzik, nie mogły iść w porównanie z pewnym wilkiem, albo — jak go Szymon mianował — „wilkołakiem”.
„Przed siedmiu laty — są słowa starego myśliwca — przybyło w te strony nad Narew stado wilków, liczące coś trzynaście sztuk. Zima była wówczas bardzo mroźna i śnieżna. W końcu stycznia wilki owe podeszły nocą ku jednej wsi, podkopały się do chlewa i pożarły trzy sztuki świń. Nazajutrz zrobiliśmy polowanie; wyszło w nagankę dużo ludzi z drągami i widłami, a strzelców było ze dwudziestu. Obszedłem tropy, rozstawiłem wszystkich, jak należało, i sam nareszcie zająłem własne stanowisko. Nigdy tego nie zapomnę, jak spudłowałem wtedy o dwadzieścia kroków. A było to tak: Wilki rozbiły się podczas obławy, nawet jeden wilk z całej gromady zniknął gdzieś bez śladu, jak kamień w wodzie. Ubito już trzech, a z pięciu uszło przez łańcuch i przeprawiło się po lodzie za Narew. Na mnie wyparowały odrazu aż cztery wilki. Z przodu szło ogromne wilczysko, wyższe o głowę od innych; zwierz ten bynajmniej nie pędził, przestraszony krzykami i hałasem naganki, ale kroczył sobie dość wolno, podskakując zlekka; paszczę miał otwartą i język z boku wywieszony, a ogon podniesiony w górę jak pies. Karczysko było strasznie grube, porosłe pło-