Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rapaces i nie crudeles, są jednak, pod względem jedzenia — insatiabiles.
I w bohaterskiej drużynie wrażenia żołądkowe zapanowały chwilowo nad innemi. Chłopcy szybko zrywają się z kloców, głowami skinęli sobie na pożegnanie — z pośpiechem pędzą w różnych kierunkach do pełnych mis, które w tej chwili zdają się im wonniejszemi, niż róże Saarońskie, niż kadzidła w świątyni Salomona...
Sprężycki idzie zwolna, wsparty na ramieniu Dembowskiego.
— O jakiejże to »sztuce« myślisz, biedaku? — pyta ostatni, z niepokojem i troskliwością matki, czuwającej nad chorem dziecięciem. — Czyś zapomniał, że doktor Dobrzelewski zabronił ci nawet wiele chodzić i głośno mówić?...
— To też moja sztuka nie polega ani na chodzeniu, ani na mówieniu.
— Na czemże zatem?
— Zobaczysz...
Dembowski wzdycha.
— Nie zapominaj, Witek, że tobie przykazano: jeść jak najwięcej, sypiać jak najdłużej, mieć dobry humor i przesiadywać po całych dniach w ogrodzie. Mojem zdaniem, niepotrzebnie nawet chodzisz do szkoły, i męczysz się słuchaniem belfrów. Wszakże, czy tak, czy inaczej, ten rok dla ciebie stracony...
— Tak myślisz, Bronek?...
— Nawet twój ojciec powiedział, że nie wy-