Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie myśli, że się dam innym wyprzedzić. Ja również postanowiłem dokazać »sztuki« — i dokażę!
Głos chłopca, z początku słaby i nawet drżący cokolwiek, przy ostatnich słowach nabiera niezwykłej mocy. Sprężycki jest widocznie przejęty tem, co powiedział. Napróżno jednak i Kuszkowski i towarzysze oczekują bliższych wyjaśnień — czwarty »bohater« okazuje się mniej skłonnym od poprzedników do czynienia głośnych zapowiedzi.
— Na Sprężyckiego niema co liczyć — szepce poufnie Sitkiewicz piątoklasiście. — On teraz do niczego. Niedawno miał »trzy ćwierci do śmierci« — słaby teraz, jak kurczę. Nie dałby rady najmniejszemu »szajgecowi«...
— To prawda — przytwierdza Kuszkowski — choroba zjadła naszego zucha. Jednak z taką pewnością siebie mówił o swojej »sztuce«...
— Językiem wojować łatwo...
Zapada wieczór. U Fary przedzwoniono już na »Anioł Pański«. W powietrzu snuje się dym drzewny, lekki, niebieskawy, który nie dławi jak wyziew węgla kamiennego, ale na miejscu otwartem przyjemny być może nawet dla powonienia.
Razem z tym miłym dymkiem nadlatują zapachy skwarek ze słoniny, kawy »żołędziowej«, jajecznicy z przysmażoną cebulką. Na »stancyach« przygotowywa się wieczerza dla uczniów — dla tych pyzatych, ociężałych chłopców ze wsi, którzy jak lupus z ich łacińskiego »Tirocinium«, choć nie