Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bronek, którego starsza siostra mówiła po francusku, uważany był i sam siebie uważał za wielkiego lingwistę.
— Frantik — oświadczył bez namysłu — znaczy u nich Franciszek. Pewnie uważają to imię za obelgę.
— Kpię sobie z obelgi i z całego Jastrzębia! — rzucił hardo Sprężycki. — A kiedy on mnie nienawidzi, to i ja jego nienawidzić będę.
I zaraz zaczął wymieniać motywy swego uczucia.
— Bo i za co mam go lubić? Jak zły, to porównywa każdego z nas z kotem (skot), a jak dobry, to mówi o całej klasie: »źrebięta« (rebiata). Przytem ciągle myśli i gada o jedzeniu. Ledwie wszedł do klasy, pyta: jakie u was pożywienie? (kak pożywajetie); wychodząc znów oznajmia wszystkim: do śniadania! (do swidanja).
— Albo to jego mleko! — dodał od siebie kolega. — Wierzy w swoje mołoko, jak w Matkę Boską. Mówi, że ludzie nie powinni karmić się niczem innem, tylko mlekiem i chlebem razowym. Sam leczy się mlekiem na wszystkie choroby. I właśnie w tym miesiącu prowadzić ma kuracyę mleczną...
— Pamiętasz? Powiedział raz, że niema na świecie szczęśliwszej istoty nad rosyjskiego mużyka...
— Który chodzi boso i nos wyciera w palce...