Przejdź do zawartości

Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyrozumielszym nawet stało się zbyt ciasno i duszno. Zabrali książki i wylegli na podwórko, oraz do małego warzywnego ogródka.
Powietrze jest pełne zapachu brzóz i czeremchy, brzęku komarów i muszek. Nad małem podwórkiem wisi olbrzymia, bezdenna otchłań czystego jak kryształ błękitu. Zdaje się, że z nieba i ziemi, z dalekich pól, łąk i borów płyną głosy wzywające do odpoczynku, do marzeń, do nasycania się niezrównanymi czarami wiosny i młodości...
Chłopcy rozłożyli książki, uszy zakryli dłońmi, i krzyczą na całe gardło, jakby chcieli owe głosy kuszące zakrzyczeć.
Zakrzykują wiosnę i zakrzykują nawzajem siebie samych.
Jeden siedzi na nizkim daszku obórki; drugi na przystawionej do ściany drabince; trzeci urządził sobie siedzenie między uschłymi konarami starej jabłoni; czwarty wlazł na górkę stajenną, położył się z książką na sianie, głowę dymnikiem wychyla; piątego licho zaniosło aż na dach domku — co prawda, parterowego tylko — gdzie zucha udaje, choć mu dym z komina kręci w nosie jak tabaka.
Żadna z dam nerwowych nie wytrzymałaby w tym wrzasku ani minuty. Niczem cheder, ani gęsiarnia. Ale pani Pórzycka stoi przy obórce ze spokojną, wypogodzoną, uśmiechniętą twarzą, pil-