Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O rety! to tyleż co dwója. Że też to tego dyablego minusa skasować nie można!
Żebrowski sięgając po świeżo ukrajany łom wybornej babki waniliowej, mruży filuternie oko...
— Ehe!... A od czego guma?...
Jednak na stancyach zajmują się nie tylko opróżnianiem zapasów skrzynkowych.
Oto naprzykład ostatni miesiąc roku szkolnego, pora przedegzaminowa, uroczysta, przejmująca wszystkich powagą i strachem.
Zajrzyjmy do którejkolwiek liczniejszej stancyi — ot, choćby do tej w Rynku, utrzymywanej przez panią Pórzycką, osobę okazałej tuszy, z policzkami kwitnącymi zdrowiem, które zdaje się udzielać sympatycznie i pupilom jej, dobrze odżywianym, wesołym i zawsze gotowym do figlów i bójki.
Pani Pórzycka mieszka w domu małym, bardzo małym, zupełnie do jej figury niedopasowanym. Trudno zrozumieć jak w tych kilku nizkich, w ziemię zasuniętych izdebkach może pomieścić się z tyloma »żbikami«, nie licząc dwóch sióstr, jednej siostrzenicy, jednej dziewki służebnej i całego stada kur, sypiających w sieni, w kuchni, potrosze także we wszystkich bez wyjątku izbach. Zdaje się, że wytłómaczenie tego cudu mieści się w dwóch właściwościach jej charakteru: jest wyrozumiała na wybryki młodości i — nie żałuje swym pensyonarzom »wiktu«.
Jednak w to gorące, czerwcowe popołudnie naj-