Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzili skupieni w sobie, poważni. Sprężycki deklamował zcicha, naśladując przeciągły, śpiewny, nieco drżący głos starego nauczyciela:

Cicho skradł się wiek sterany,
W smutną starość pchnąwszy mnie...
Płynie ze mną w kraj nieznany —
Żegnam was, młodości dnie!

Gdy tak nasiąkali obydwa poezyą słowa i poezyą przyrody, rozkołysało się nagle powietrze od potężnego huczenia dzwonów farskich. Nigdy w zwykłych okolicznościach o tej porze nie dzwoniono — przytem i samo dzwonienie było niezwykłe. Śpiżowe tony niosły jakąś wieść posępną, modliły się, płakały...
— Dembowski szepnął:
— Ktoś umarł...
Chłopcy zdjęli czapki, przeżegnali się. Sprężycki pociągnął kolegę do wyjścia.
Gdy znaleźli się na rynku, podbiegł do nich Kozłowski.
— Umarł Skowron! — mówił zdyszany. — Dziś po południu apopleksya go tknęła. Pojutrze szkoła idzie na pogrzeb — lekcyi nie będzie...
Zmrok już padał na miasto, gdy Sprężycki wracał do domu. Było mu smutno i strasznie. Chciał zapomnieć o starym nauczycielu, a widział go nieustannie przed sobą. Chciał myśleć o grze w piłkę, o figlach szkolnych, o wesołej książce,