Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Podnosi wzrok do niebios, ręce i te słowa:
Jowiszu wszechmogący! jeżeli modłami
Bywasz zmiękczon, wejrz na nas, opiekuj się nami,
A jeźliśmy łask godni utwierdź cud zjawiony.
Ledwie rzekł, wtem grzmot nagły z lewej słyszym strony
I widzim gwiazdę z niebios okrytych ciemnicą
Spadającą ku ziemi z jasną błyskawicą.
Tuż nad szczytami domów lot swój bystry niesie
I ginie znacząc ścieżki w górnej Idy lesie;
Ślad jej długą jasnością dokoła przyświeca,
A dymem siarki przeszła cała okolica.
Zwraca głos swój ku niebu ojciec zwyciężony,
Bogom i świętej gwiaździe składając pokłony.
Idę, rzekł, wskazanej nie odwlekam drogi,
Zbawcież dom mój i wnuka, ojców moich bogi;
Z was ta wieszczba, wy macie w mocy waszej Troję.
Za twą wodzą, o synu, niosę kroki moje.
Rzekł; już coraz okropniej ognie w mieście wrzały,
Z nieznośnemi się ku nam zbliżając upały.
Więc rzeknę: drogi ojcze, uchwyć mię za szyję,
Tak słodkie dla mnie brzemię sił mych nie pożyje;
Cóżkolwiek z nami niebu zdziałać się podoba,
Lub oba ocalejem, lub zginiemy oba.
Obok mnie pójdzie Julus, dalej za mną żona.
Słudzy, niechaj z was każdy rozkaz mój wykona.
Jest wzgórek, tam gdzie droga za miasto się bierze,
I pusta dziś świątynia wzniesiona Cererze.
Tuż stoi cyprys stary, w długich lat osnowie
Chowali go nietkniętym z wielką czcią przodkowie.
Tam w jedno z miejsc rozlicznych zejdziem się do drogi.
Ty, ojcze, weź świętości i ojczyste bogi,
Mnie cześć wyszłemu z bojów dotknąć się ich broni,
Póki z krwi w żywem źródle nie oczyszczę dłoni.