Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wierna, wszystkich z swojego porodziła łona.
Z tych jednego cios rączy wpół ciała przenika
W miejscu, gdzie pas rycerski z żołądkiem sie styka
I gdzie sprzączka jaśnieje na żebrach związana;
Zwala na płowym piasku kształtnego młodziana.
Wnet dzielna rota braci żałością przeszyta
Dobywa z pochew mieczy, za oszczepy chwyta,
Leci oślep; tym przeciw Laureutów gromady,
Za nimi biegną Teukrzy, Tuski i Arkady.
Równe żądze walk krwawych we wszystkich zawrzały.
Rozszarpali ołtarze; pociski i strzały
Zachmurzyły powietrze; wezbrany gwałtownie
Sypie się deszcz żelazny; lecą czary, głownie.
Sam król Latyn uchodzi i wraz z sobą bierze
Rozbite bóstw posągi przez spełzłe przymierze.
Tamci konie kiełznają do wozów zaprzeży,
Ci, wsiadłszy na rumaki, dobyli oręży.
Mezap króla Tyrrenów, by zerwać przymierza,
Aulesta w znakach władzców, koniem swym uderza;
Ten cofając się runął; barkami i głową
Z rozburzoną ołtarzy tłucze się budową.
Przypada wrzący Mezap z podniesionym ciosem,
A żebrzącego łaski litościwym głosem
Swym drążnistym oszczepem rani przy tem słowie:
Przyzwoitszą ofiarą świece wam, bogowie —
Obnażają Italcy ciepłe jeszcze ciało.
Choryn głownią z ołtarza rwie niedogorzałą;
Naprzeciw Ebuzowi co groził zranieniem
Wylata, i twarz jego okrywa płomieniem.
Zajął się nagły ogień w wielkiej jego brodzie,
Bucha dym; a Chorynej w pospiesznym nachodzie
Obala go o ziemię, za włosy porywa
I, przygniótłszy kolanem, mieczem bok przeszywa.