Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dłuższych skarg, poruszona nie zniosła Wenera
I ciężkim żalem zdjęta tak usta otwiera:
Ktośtykolwiek, nad tobą wyższa czuwa władza,
Gdy cię los do Tyryjców osady sprowadza.
Tylko w pałac królowej spiesz nie tracąc chwili,
Bo jeźli mię rodzice dobrze wróżb uczyli,
Wiedz że już powrócili twoi towarzysze,
A wiatr nawy w bezpieczne przypławił zacisze.
Patrz na te w sześciu parach skaczące łabędzie,
Które orzeł po niebach w bystrym ścigał pędzie;
Część ich, ku odpocznieniu na ziemię upada,
Część wziętym stanowiskom przypatrzeć się rada.
A jak skrzydły trzepocząc igrają gdy wrócą
I wzlatują gromadą i swe piosnki nucą:
Tak ujrzysz kwiat twej młodzi, a twoje okręty
Lub już są, lub je żagiel pcha do portu wzdęty.
Spiesz się, a z tego toru niech cię nic nie zbija.
To rzekłszy, gdy chce odejść, błysła świetna szyja,
Włosy jej ambrozyą zlane zapachniały,
Spadła szata, i bóstwo wydał chód wspaniały.
Gdy Enej matkę poznał, na widok takowy
Ścigał uciekającą następnemi słowy:
Możnaż syna tak zwodzić? za cóż losy bronią,
Bym dłoń moją w tej chwili z twą połączył dłonią?
Za cóż więc ni cię słyszeć, ni przemówić mogę?
Tak skarży i ku murom w dalszą spieszy drogę.
Lecz Wenus jak bogini o los ich troskliwa
Nieprzeniknioną chmurą idących okrywa,
By ich nikt dojrzeć nie mógł, ani zwlec im chwili,
Ni dotknąć lub zapytać pocoby przybyli.
Sama, ciesząc się wzbija ku Pafu dziedzinie,
Gdzie wspaniałe na cześć jej wznoszą się świątynie,