Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak więdnie kwiat szkarłatny, gdy go pług podryje,
Tak po deszczu mak główki upuszcza na szyję.
Wtem Nizus w samą gęstwę rzuca się rycerzy,
Samego chce Wolscensa, na Wolscensa mierzy;
Otoczywszy go wkoło, uderzają razem.
On ich gromi i błyska piorunnem żelazem;
Aż je utkwił w krzyczącem gardle Rutulczyka
I sam ginąc, wyciągnął duszę z przeciwnika.
Na zwłoki przyjaciela padł skłóty, skrwawiony,
I tak słodkim snem śmierci zginął zachwycony.
Szczęśni oba! jeżli co pienia moje wsławi,
Żaden czas wdzięcznych dla was wspomnień nie pozbawi,
Dopóki ród Eneja Kapitolu skały,
Póki Rzym pod swą władzą świat zadzierży cały.
Zwycięzcy Rutulowie z uzyskanym łupem
Ciągną w obóz, łzy roniąc nad Wolscensa trupem.
Tam gdy ujrzą Serana i Ramneta ciała
I Numę i tych, których jedna noc zabrała,
Wnet do napółumarłych biegną rozżaleni,
A w miejscach gdzie krew świeża toczy się i pieni,
Wśród łupów hełm Mezapa ze świecącej stali
I rzędy z wielkim trudem odbite poznali.
Już Jutrzenka rzucając łoże tytonowe
Światło na całą ziemię rozciągała nowe.
Gdy blask słońca przedmioty objaśnił dokoła,
Sam uzbrojon, rycerzy Turn do broni woła.
Każdy z wodzów gromadzi miedzią kryte szyki
I wieściami do gniewu wzbudza wojowniki.
Wtem, o srogi widoku! wznosząc głowy dzidą
Niza i Euriala, z wielkim wrzaskiem idą.
Enejcy z lewej murów stawią swe zastępy,
Bo od prawej, dla rzeki, warowne przystępy.
Strzegą wałów i rowów w rozleglej przestrzeni