Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stał Manlius na szczycie tarpejskiej opoki
I chronił od zagłady Kapitol wysoki;
Jeszcze pałac Romula strzechę miał ze słomy.
Wtem gęś srebrna wzleciała przez złociste domy,
I przestrzegła o Gallów ku bramom pochodzie;
Ci się wkradli przez krzaki i już byli w grodzie,
Przyjazną mając nocy dla siebie ciemnotę.
Złote u nich są włosy, szaty noszą złote,
Odzież ich spodnia w różdżki blaskiem oko bije,
Mleczne, w złote łańcuchy ozdabiają szyje;
Dłoń każdego dwie włócznie alpejskie trzymała,
Wielkiemi paiżami osłaniają ciała.
Wyrył nagie Luperki, Salijców wśród skoków,
Czapki z wełny i tarczki co spadły z obłoków;
Przebywał miasto orszak na wozach ciągniony,
Spieszą w nim na obrzędy wstydliwe matrony.
Dodał piekła z głęboką Plutona dziedziną,
Wyrył przy kaźniach zbrodni ciebie, Katylino,
Jak drżysz wisząc na skale przed jędz strasznych gronem.
Wyrył i zbiór cnotliwych z ich sędzią, Katonem.
Dalej jest obraz morza ze złota wylany:
Białemi płowe wody burzyły się piany,
A srebrzyste delfiny na ich wzdętem łonie
Siekały ogonami wkoło morskie tonie;
Pośrodku widać było miedzią kute nawy,
Na których pod Akcyą[1] bój się toczył krwawy.
Wrzący szykiem wojennym brzeg Leukatu cały
Ujrzałbyś; morskie fale od złota błyszczały.
Cezar August Italców w bój prowadzi srogi;
Z nim senat, lud, Penaty, z nim są wielkie bogi.
Stał na miejscu wyniosłem; wtem się skroń odzieje

  1. Sic. P. W