Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ścigając wzrokiem hufiec i kurzawę mnogą;
Oni ciągną najbliższą przez zarośle drogą.
Krzyk wzrasta; cały przestwór tumanem pokryty
Tętni pod bijącemi czterykroć kopyty.
Jest las wielki przy zimnej rzece Cerytany
Czcią przodków z dawnych czasów wielce szanowany;
Pasmo wzgórków dokoła w cień go wieczny darzy.
Mówią że go z dniem pewnym Pelasgowie starzy,
Przez których lacka ziemia wprzód była trzymana,
Poświęcili czci boga pól i trzód, Sylwana.
Tarcho i Tyrreńczyki lasu tego blisko
Bezpieczne dla miejsc grozy wzięli stanowisko.
Ich namioty rozbite na polu szerokiem,
Ich wojska można było z wzgórka przejrzeć okiem.
Tam z Enejem młódź weszła, co walk żądzą pała;
Pasą konie, pokarmem pokrzepiają ciała.
Właśnie Wenus w tych miejscach swe wstrzymuje kroki,
Niosąc boską swą ręką dary przez obłoki;
A gdy z góry dojrzała, że skryta dolina
Zdala od zimnej rzeki wstrzymuje jej syna,
Sama biegnąc ku niemu tak mówić poczęła:
Oto dary kunsztowne, męża mego dzieła;
Już się odtąd nie lękaj wyzwać w bój zacięty
Ni Turna okrutnego, ni dumne Laurenty.
Rzekła, i poszła w uścisk na synowskiem łonie
I złożyła pod dębem promieniste bronie.
Ten czcią taką i darem ujęty głęboko
Nie posiada się, wkoło bystre zwraca oko,
Dziwi się, bierze do rąk, zatapia wejrzenie
W szyszak kitą okropny, ziejący płomienie,
W miecz, który ma rozsiewać śmierć na wszystkie strony,
W pancerz miedzią błyszczący, krwisty, niezmierzony,