Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I rzeka przestraszona cofnęła się w biegu.
Wtem jaskinia Kakusa wraz z ogromnym dworem
I ciemne wnętrza lochów stanęły otworem.
Jakby ziemia strzaskana straszliwemi łomy,
Otwarła zmierzłe bogom bladych piekieł domy,
Jakby z góry niezmierne ujrzał kto przestrzenie
I za wpuszczeniem światła drżące widział cienie.
W nadspodzianej jasności nagłym schwytan ciosem,
Zawarty wielkim głazem strasznym wrzeszczy głosem.
Już go Alcyd srogimi nęka z góry razy,
Strzałami i gałęźmi i wielkimi głazy.
Ten, gdy mu nie została najmniejsza otucha,
Z głębi gardła, rzecz dziwna, gęstym dymem bucha,
Całą w grube ciemnoty oblókłszy jaskinie.
Usunięte z przed oczu światło dzienne ginie,
Noc z dymu tworzy Kakus u stóp czarnej groty
I połączą blask ognia z strasznemi ciemnoty.
Nie zniósł Alcyd; więc z miejsc tych, gdzie szedł dym zwodniały
I gdzie czarne obłoki z jaskini buchały,
Śmiało się przez płomienie nagłym rzutem ciska.
Wnet potworę ziejącą w ciemnotach ogniska
Chwyta, ciśnie w ramionach, a rąk jego władza
Gardziel z krwi osuszony i ślepie wysadza.
Dają otwór w dom czarny wrota rozwalone:
Jawią się hydne łupy i bydło skradzione.
Wywleczono zabite straszydło za nogi;
Nie może serc nasycić widok trupa srogi,
Piersi strasznych kudłami, ślepiów rozjuszonych,
Twarzy i srogich ognisk w gardle zagaszonych.
Ztąd idzie cześć Alcyda; późni naślednicy
Świecą dzień ten, jak pierwszy urządził Potycy,
A pinarska rodzina, której jego chwała