Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tam cztery czarne cielce ustawiła ksieni;
Potem wszystkim na czoła lejąc trochę wina,
Zpośrodka bujnych rogów sierć najwyższą ścina
I wzywa, gdy w żar święty te pierwiastki ciska,
Strasznego niebu z piekłem Helcaty nazwiska.
Ci rżną byki, ci czary pod krew ciepłą garną.
Sam Enej własnym mieczem święci owcę czarną
Dla matki Eumenid z jej wielką siostrzycą,
Prozerpinę — bezpłodną darząc jałowicą.
Piekieł boga nocnemi błaga ofiarami,
Kładzie byki na ogień z wszystkiemi trzewiami
I potoki oliwy w żar wylewa na nie.
Gdy mrok nocy najpierwsze spłoszyło świtanie,
Ziemia jękła pod stopą, lasy się wzruszyły
I psy czując kapłankę okropnie zawyły.
Precz, zawoła Sybilla, precz niepoświęceni!
I z całej świętych lasów uchodzić przestrzeni!
Ty Eneju postępuj dobywszy oręża;
Tu ci trzeba stałości, tu odwagi męża.
Wtem zdjęta szałem w otwór skoczyła głęboki,
A Enej równa za nią niezachwiane kroki.
Wy bóstwa, w których ręku władza dusz zostaje!
Chaosie, Flegetonie, głuchej nocy kraje!
Dozwólcie mi potomnym opiąć ze słyszenia
Ziemię i wiecznym mrokiem pokryte zdarzenia.
Szli sami; szła wraz z niemi noc nieprzenikniona
Przez czcze gmachy, przez puste ciemnice Plutona;
Tak przebywa wędrowiec nieprzejrzane knieje,
Gdy mu księżyc niepewny zdradne światło sieje,
Gdy Jowisz po obłokach rozciągnie ciemnoty
I noc czarna z kolorów obedrze przedmioty.
W progach, na samem wnijściu w piekielne siedliska
Jęków i trosk mścicielek wznoszą się łożyska: