Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ciałem lub wzrokiem bacznym ciosów przeciwnika;
Tamten, jakby do twierdzy wymierzał tarany,
Lub oblegał na górach zamek opasany,
Szuka zewsząd podejścia, wszędy oczy zwraca
I do nowych zamachów bez skutku powraca.
Wzniósł się Entel i dźwignął prawicę zdaleka.
Spostrzegł Dares natychmiast, jaki cios go czeka,
I lekkim zwrotem ciała uskoczył na stronę.
Wylał Entel w powietrze siły zawiedzione;
Własny ciężar ku ziemi ogrom jego niesie,
Runął jak świerk spruchniały w erymanckim lesie.
Zerwali się Sykulcy razem i Trojanie;
Wzbija się aż do niebios z różnych stron wołanie.
Pierwszy Acest przypada i wsparcia udziela,
Równego sobie w latach wznosząc przyjaciela.
Nie przeto się odwaga w Entelu zwątliła,
Wraca w bój zapaleńszy, rośnie z gniewem siła.
Własnej mocy uczucie i wstyd go rumieni;
Już ściga za Daresem po całej przestrzeni,
Straszne z prawej i lewej sypie ciosy dłoni,
Naciera bez odwłoki, bez odetchu goni.
Jak z gradem zlatująca na dachy ulewa,
Tak mu ciosy gęstymi z obu rąk dogrzewa,
Wtem Enej, widząc zbytnie Entela zapały,
Nie mógł znieść, by w nim dłużej gniewy takie wrzały;
Koniec walce okropnej założyć pospieszył,
I wyrwawszy od zguby, tak Daresa cieszył:
Biedny! jakież złe żądze ciebie zaślepiły!
Bóstw przeciwnych i wyższej nie czujesz-li siły?
Ustąp bogu. To rzekłszy, wstrzymał bój zacięty.
Daresa towarzysze wiodą na okręty;
Chwieje się jego głowa, drżą pod nim kolana,
Leje się z ust krew gęsta z zębami zmieszana.