Nie wzbraniał was, zabierzcie duszę mą i troski!
Żyłam, według sił znosząc przeznaczenia brzemię;
Dziś cień mój z całym blaskiem zstąpić ma pod ziemię.
Wzniosłam miasto potężne na podziw dla świata,
Pomściłam się małżonka, ukarałam brata;
Jakżebym szczęsną była w całym mym zawodzie,
Gdyby brzegów tych Teukrów nie dotknęły łodzie!
A tuląc się do łoża: umręż niepomszczona?
Lecz i tak umrzeć trzeba, zawoła Dydona.
Bacząc ogień ten z morza, niech się, zdrajca cieszy,
I niech widmo mej śmierci ślad w ślad za nim spieszy.
Rzekła, i w oczach służby upadła przeszyta,
Ręce jej i żelazo broczy krew obfita.
Krzyk i odgłos okropny w gmachach zamku wzrasta;
Wieść ta do stroskanego przelatuje miasta.
Wstrzęsły się domy niewiast rozpaczą i łzami,
Brzmi powietrze strasznymi wzruszone jękami
Jakby wróg szturmem zdobył Tyr lub Kartaginę
I domy z świątyniami zamienił w perzynę.
Słysząc krzyki te siostra bieży przerażona,
Szarpie lica, rękami nie oszczędza łona
I zmarłej po nazwisku wołając przypada:
Taż to w tobie o siostro taiła się zdrada?
Toż mi stós ten gotował, ognie i ołtarze?
Na cóż wprzód mam się skarżyć? Toż w srogim zamiarze
Gardzisz mojem wspólnictwem? Za cóż tem żelazem
Jeden czas i żal jeden nie zgładził nas razem?
Jam stós wzniosła, i bogów tym wzywałam głosem,
A ty giniesz bezemnie pod śmiertelnym ciosem?
Zgubiłaś mię wraz z sobą, a w jednej ruinie
I miasto i starszyzna i lud cały ginie.
Ach podajcie mi wody do ran oczyszczenia,
Usta me pójdą szukać ostatniego tchnienia.
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/108
Wygląd
Ta strona została przepisana.