Nie o ślub zawiedziony wnoszę me błagania,
Nie chcę, by lackiej ziemi zrzekł się panowania;
O czas żebrzę, o zwłokę; niech dotąd zabawi,
Póki mię do boleści srogi los nie wprawi.
O to ja dobrodziejstwo błagać chcę jedyne,
To gdy dla mnie wyjednasz, puszczę go i zginę.
Tak żebrząc, nieszczęśliwa łzami lica rosi,
Te jęki czuła siostra niesie i odnosi.
Lecz go żadne błaganie, żaden płacz nie skruszy:
I bóg sprzeczny i wyrok zawarł jego uszy.
Tak, gdy wichrów alpejskich walczy z sobą plemię,
By dęba odwiecznego obalić na ziemię;
Słychać łomy okropne, drży wyniosłe czoło,
Pień wzruszony liściami zasłał ziemię wkoło;
Przecież dąb tkwi wśród skały, a ile go w niebie,
Tyle korzeni w piekła zatapia pod siebie.
Tak bohater ciężkiemi miotany troskami
Trwa stale w swym zamiarze, nie wzrusza się łzami.
Strwożona srogim losem, Dydo nieszczęśliwa
Spojrzeć w niebo nie może i śmierci przyzywa.
A na skorszą zagładę myślącej o zgonie,
Kładąc dary na ołtarz, gdzie żar trawi wonie,
Postrzega (zgroza wspomnieć) okropne zjawienia:
Jak się mleko w czernidło, wino w krew zamienia.
Dziw ten tajnym każdemu, nawet siostrze czyni.
Był w zaniku gmach z marmuru Sycheja świątyni;
Te czcząc wielce, zdobiła rękami własnemi
Świątecznymi wieńcami i wstęgi śnieżnemi.
Ztamtąd, gdy noc ponura nad ziemią przecięża,
Zdało się, że ją wzywał głos zgasłego męża.
Często z dachów słyszała straszne sowy dźwięki
Szerzącej krzywe wróżby płaczliwemi jęki.
Nadto, wielkiej ją zawdy nabawiały trwogi
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/101
Wygląd
Ta strona została przepisana.