Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To dziwne.
— Nie umiem tego faktu wyjaśnić. Obandażowałem kota i skrępowałem go oczywiście... Miałem go więc bezpiecznie w swem posiadaniu, ale zbudził się jeszcze w odurzeniu i zaczął miauczeć przeraźliwie, a właśnie, jak na złość, ktoś zapukał do drzwi. Była to staruszka z parteru, podejrzewająca mnie o wiwisekcyę... Stara pijaczka, która miała jedynego przyjaciela w tym kocie. Wydostałem szybko nieco chloroformu, zastosowałem go zwierzęciu i otworzyłem drzwi.
— Zdaje mi się, że słyszałem głos kota? — spytała. — Mojego kota...
— Nie tutaj — odparłem bardzo uprzejmie.
Zawahała się nieco, starając się zbadać wzrokiem izbę, przedstawiającą niewątpliwie dziwny dla niej widok, bo ujrzała nagie ściany, okna bez firanek, łóżko na kółkach, wirujący motor gazowy, wrzenie punktów promieniujących i poczuła gryzący zapach chloroformu w powietrzu. W końcu atoli musiała się zadowolić moją odpowiedzią i opuścić izbę.
— Ileż na to wszystko trzeba było czasu? — spytał Kemp.
— Kot wymagał trzech do czterech godzin. Ostatnie zniknęły z oczu kości, ścięgna i tłuszcz, jako też koniuszki włosów zabarwionych. Barwnik jednak oka nie chciał, jak powiedziałem, wcale zniknąć.
Była to już późna noc, kiedy rzecz się skończyła i nie widziałem nic, prócz przyćmionych oczu i pazurów. Wstrzymałem motor gazowy, wyczułem i pogłaskałem zwierzę, ustawicznie jeszcze nieprzytomne, rozluźniłem mu więzy, a potem, znużony, zostawiłem