Przejdź do zawartości

Strona:PL Wedekind - Przebudzenie się wiosny.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
MELCHJOR.

Co... co..? Co takiego?

JERZY.

Co takiego? — No, ja ci powiadam...

LEMERMAJER.

Lepiej nie mówić o tem!

OTTON.

Pewnie że nie — jak mi Bóg miły!

MELCHJOR.

Jeśli mi natychmiast nie...

ROBERT.

Krótko mówiąc, Maurycy Stiefel dostał się do sali sesjonalnej.

MELCHJOR

Do sali sesjonalnej...

OTTON.

Do sali sesjonalnej! Zaraz po lekcji łaciny.

JERZY.

Umyślnie został dłużej, wyszedł ostatni.

LEMERMAJER.

Kiedym skręcał na korytarz, widziałem, jak drzwi otwierał.