Weikhardt pracował od dwu już lat nad „Zdjęciem z Krzyża“, skończyć nie mogąc. Wyraz Chrystusa, mimo wszelakich wysiłków samotnych roztrząsali i zmagań się umykał mu ciągle.
Miłosierdzie i ból miało promienieć z tych rysów.
Niezliczone razy zeskrobywał płótno, brał modele, spędzał dni całe przed obrazami starych mistrzów, zrobił setki szkiców i studjów, próbował, próbował zawsze, ciągle bez skutku.
Z wiosną zaślubił Helenę Falkenhaus, o której mówił swego czasu Imhofowi i żył z nią cicho, skromnie, gdyż środki materjalne zmuszały do oszczędności. Helena znosiła to bez szemrania, w czem jej była pomocną prawdziwa, czysto płomienna religijność, tak że mąż nie odczuwał brzemienia odpowiedzialności.
Odczuwała sztukę głęboko. Pokazywał jej szkice, ona zaś uznawała, że chociaż są bliskie, nie sięgają zamierzonych wyżyn. Było tu cierpienie i miłosierdzie, ale nie chrystusowe jeszcze.
Przybyła w końcu do Monachjum polska hrabina, dla której wykonał cykl Luiniego i na danem przez nią przyjęciu, spotkał Weikhardt Sybilę Scharnitzer, którą mu pokazano przed laty w którejś pracowni, otoczoną pochlebcami i wielbicielami. Wówczas odniósł jeno ogólne wrażenie jej piękności.
Teraz popadł w magnetyczne podniecenie, jakby coś ją łączyło z dziełem jego. Stała mu się niezbędną. Podszedłszy, ujął ją zręczną konwersacją, sterując przezornie do upatrzonego celu. Wchłaniał każdy wyraz twarzy, gest, uświadamiając sobie coraz to jaśniej czego od niej chce i co mu dać może. W jej wilgotnych, szeroko rozwartych oczach jęły się kształtować rysy
Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/360
Wygląd
Ta strona została przepisana.