Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pokłócić się z tobą i strzelać na pięć kroków. Cóż to się z tobą dzieje? Przestałeś zbierać skalpy i sam się dajesz skalpować? Rozumiem wszystko co ludzkie, ale nie wolno naruszać porządku wskazanego przez Boga. A naruszasz go, siadając na stołku, który ci pod drzwiami stawiają.
Niedawno ty uczyłeś ludzi moresu, koło ciebie skakano i lobie się przychlebiano. Tak też powinno być. Wuj mój, filozof co się zowie, mawiał: — Do kobiety, adwokata i pieca należy się zwracać tyłem w chwili, kiedy cię najbardziej rozparzą! — Przestrzegałem tego zawsze i dlatego mam dotąd spokój ducha i dobrą opinję.
Przysługuje ci, przyznaję, okoliczność łagodząca. Taka kobieta jawi się raz tylko na sto lat i można dla niej stracić trochę rozumu. Ale tobie nie wolno, Krystjanie, dla ciebie jest pełń, masz rozdzielać łaski, na stole twym musi być co ranka świeży miód. A teraz powiedz mi, co uczynić zamierzasz?
Cierpliwie wysłuchał Krystjan tej długiej, mądrej, a treściwej mowy, czasem z błyskiem w oczach, to znowu z zakłopotaniem. Chwilami rozumiał, to znów myślał o czemś innem. Z trudem jeno mógł pojąć jakiem prawem, ten obcy mu, jakoby, człowiek miesza się w jego życie i chce wpływać na postanowienia. To znów rozczulony wspominał co razem przeżyli i przegawędzili. Wszystko to było dziś atoli tak dalekie i odmienne.
Spojrzał przez okno. Widnokrąg sięgał aż po linję zetknięcia się morza z niebem i w tem miejscu płynęła chmurka, niby krągła, mała poduszka. Tosamo rozczulenie co względem Crammona, uczuł teraz dla owej chmurki.