Strona:PL Washington Irving - Z podróży po stepach Ameryki.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jamy i legowiska pełne wody połyskują jak źwierciadła, a konie zmuszono wciąż je przesadzać lub obchodzić. Było to miejsce najtrudniejszee do przebycia. Byk uchodzący z życiem nie przebierał w drodze, pędził debrami, których brzegiem tylko można mu było w pędzie towarzyszyć. Wreszcie zapadł w moczarę, gdzie woda pokrywała całą przestrzeń łąki. Wystające brzegi były skaliste, i okryte żwirem usuwającym się spadzisto. Jeden z byków puścił się tędy, sadząc temi skalami. Tu straciwszy możność pogoni — stanąłem, patrząc za nim, dokąd znikł mi z oczu.
Nie pozostawało jak szybko powrócić do towarzyszy. To było nieco trudno. Zapędzony zapałem myśliwskim, byłem w miejscu dzikiem, samotnie rozległym, kędy cały widnokrąg jednostajny składał się z przestrzeni falującej roślinności, bez żadnych znaków wyrazistych i poszlak; podróżny mniej doświadczony, może się tam zagubić równie łatwo, jak na pełniach zielonego morza. Na dobitek niebo było chmurne i nie mogłem żeglować za słońcem w tej stepowej powodzi. Wracałem śladem mego konia, który ginął wśród suchych traw, lub zbyt bujnych ziół. Dla człowieka nie oswojonego z temi samotniami natury, przedstawiają one daleko większy obraz opuszczenia, braku życia, niż najdziksze lasy... W tych oko wstrzymuje się na drzewach, i może roić po za niem, co się przyśni, ale w pełnym, wdowim stepie wzrok przepada i ginie, nie dostrzegając śladu ludzkiego bytu na ziemi! Wtedy zdaje nam się, że koczujemy w bezludnych obszarach, i żeśmy wstąpili w światy pustyń odwiecznych.
Kiedy koń mój zwolna kroczył ubieżoną już drogą, czułem żywo opuszczenie miejsc tych i niekorzyść mego położenia. Cisza pustyni od czasu do czasu tylko przerywana była krzykami jednostajnemi pelikanów, przechadzających się jak zmory dokoła oddalonego stawu, lub krakaniem złowrogiem kruka. Często też wilk zuchwały mnie nagabywał; zbliżywszy się na odległość, jaka mu się zdawała bezpieczną, przysiadał i poczynał wyć w takie niebogłosy, że samotnia ta nowej nabywała okropności.
Po dłuższym ustępie, dostrzegłem człowieka konno, na odległej wyżynie. Był to hrabia, który nie miał więcej powodzenia ode-