Strona:PL Washington Irving - Z podróży po stepach Ameryki.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czasu do czasu, jednak błyskawice po sobie goniące, rumieniły daleki krajobraz pól, lasów i stepów, z których spienione ruczaje chwilowo się srebrzyły, a nim je oko chwyciło, już gasły w ciemności. Burza na stepie podobnie jak burza na pełnem morzu, wskutek rozległości i dzikości miejsca, ma swój równie olbrzymi jak cudowny obraz.
Nie dziw, że jej czołem biją Indjanie, mający ryk gromu za głos rozgniewanego ducha wszechświata. Kiedy schły nasze manatki, starałem się z dzikich wybadać niektóre szczegóły tyczące się ich wyobrażeń i obyczajów. Utrzymują oni, że czasem znaleźć można na łąkach szczątki zagasłych piorunów, których szczęśliwi właściciele używają jako ostrza osadzonego na niemylnej strzale. Utrzymują również, że wojownik tak uzbrojony jest niezwyciężonym. Jednak, gdyby burza w czasie bitwy wybuchła, może być wraz z strzałą porwany i uniesiony bez wieści. Opowiadali mi między innemi legendę o pewnym wojowniku, z pokolenia Kussas, którego burza zachwyciła w drodze i piorun poraził. Padł bez zmysłów, a gdy przyszedł do siebie, ujrzał wężyk piorunowy lecący po ziemi a obok dzielnego rumaka, którego dziarsko doskoczył — zapóźno jednak przekonał się, że tym rumakiem była błyskawica. W chwili został porwany w górę nad łąki i lasy, wreszcie rzucony na dzikie skały, gdzie zwolna przyszedł do siebie a gdy się zebrał by wracać do domu, ledwie w kilka miesięcy zaszedł do swej zagrody. To podanie przypomniało mi drugie, które z ust pewnego towarzysza podróży słyszałem.
Pewien wojownik ujrzał raz piorun zagasły na ziemi, w postaci spiącego człowieka, obok którego leżały cudnie haftowane pantofle; wojownik sądząc, że ułowi zdobycz znakomitą, spiesznie obuł pantofle, te zaś w okamgnieniu uniosły go w krainę duchów, zkąd więcej nie wrócił. Malownicze to podanie jest pełne allegorycznej treści, przeto wspominam o niem. Podania te na pozór płaskie, zyskują wiele czaru romantycznego, gdy się je słyszy z ust samychże dzikich Indjan, przy ogniskach buchających, w czasie nocy pochmurnej, osłaniającej z jednej strony las, z drugiej pustynię, w której dziki człowiek, lub dzikie zwierzę nieraz czatują, by się napaść wśród ciemności. Rozmowę naszą przerwało gwałtowne uderzenie piorunu, po którym głucho zatętniały kopyta konia pędzącego dzikim cwałem w pustyni. Tentent zrazu silny, później słabnący, wreszcie zniknął w głuchem pustkowiu. Gubiliśmy się w przy-