Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Na cóż twoje kazania, — odpowiedział Szymon. Jeżeli sam nie chcesz pomagać, nie wstrzymuj przynajmniéj drugich od pomagania!
— Cicho, panie, chceszże się pomścić nie wiedząc nad kim?
— Alboż myślisz, że nie znajdziemy drogi do Anglii tak dobrze jak ojcowie nasi! Wszystko złe pochodzi ztamtąd. Dobre to i prawdziwe przysłowie, lecz pośpieszajmy tam, jakby djabeł za nami gonił.
— Puśćmy się przez puszczę śladem koni Ernseliffa, wołał jeden z Eliotów.
— Ja ich wykryję choć w najgorszém oparzelisku, na pograniczu, — powiedział Hugo kowal z Ringleburn, gdyby się tam choć chwilkę zabawili. Wszak ja konie własną ręką pokułem. Zabierzmy ogary, gdzież one?
Halbert natychmiast gwizdnął na swoje psy, które biegały koło szczątków dawnego swego pomieszkania, i napełniły powietrze przeraźliwém wyciem.
— Teraz Pakanie, — mówił Halbert, — pokaż mi raz dzisiaj co umiesz! A jakby mu raptem coś do głowy przyszło, dodał: przeklęty Karzeł mówił coś o tém. On więcéj o tém musi wiedzieć, albo o łotrach na ziemi, albo o czartach pod ziemią. Ja już to z niego wydobędę, choćby mi nawet przyszło nożem z djabelnego garbu wyrżnąć.
Potém spiesznie wydał towarzyszom swoim potrzebne rozporządzenia:
— Czterech pójdzie z tobą Szymonie, ale prosto ku Graemeslhop. Jeżeli to są Anglicy, więc tędy poszli. Reszta niech się rozstawi po dwóch lub trzech w okolicy. Pod Trystingsful zejdziemy się: moim braciom jak powrócą, powiedzcie, aby za nami dążyli i z nami się połączyli. Nieboracy tyle co ja cierpią. Ani się im śni, jak do