Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O moje dziecię, nim się na niebezpieczeństwo wystawisz, wymów mi te słowa: Jego wola niech się stanie.
— Nie nalegaj na mnie teraz matko! teraz nie!... Chciał wybiedz, lecz gdy się obejrzał, spostrzegł swą babkę w najgłębszym żalu pogrążoną, raptém wrócił, i rzucając się w jéj objęcia zawołał:
— Tak jest matko! mogę powiedzieć: Jego wola niech się stanie.
— Niech będzie i z tobą mój synu! niech ciebie nie odstąpi! daj Boże, abyś jak powrócisz mógł powiedzieć: Jego imię niech będzie wielbione!
— Żegnam cię matko, żegnam was siostry kochane! zawołał i pospieszył na dziedziniec.




ROZDZIAŁ  VIII.

Na konie, na konie! do broni! — wołał Halbert do swoich stryjów, wielu dzielnych mężów siadło na koń, a w czasie gdy Eliot skwapliwie szukał broni i narzędzi wojennych, co było niełatwem w powszechném zamieszaniu, radosne okrzyki młodych przyjaciół obijały się o dolinę.
— To to, — ozwał się Szymon z Hakburn, — wyborny sposób postępowania w podobném wydarzeniu. Kobiety niechaj w domu siedzą i szlochają, mężowie powinni czynić co im przynależy.
— Powściągnij twój język Szymonie, — rzekł surowo któryś ze starszych, — nie wiesz co mówisz.
— Czy masz jaki ślad, jaką wiadomość Halbercie! O tylko się nie spieszcie wy młodziki, — mówił stary Ryszard z doliny.