Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przyjaciołom naszym domy nad głowami podpalają; nie mamyż się pomścić? Dalibóg, ojcowie nasi na wypadek podobny nie byliby obojętni.
— Wszak nie powiadam, — odrzekł ostrożniejszy staruszek, — żebyśmy się za Halberta pomścić nie mieli, ale teraz wszystko powinno iść podług prawa Szymonie!
— A któż z żyjących wie, — odezwał się drugi staruszek, — co było prawem w wyprawach na pograniczu? Adam z Whitram wiedział o tém, ale on w czasie tęgiéj zimy umarł.
— Prawda, — przydał trzeci; — ten jeszcze był na wielkim rokoszu, kiedy aż pod Thirwall podstąpili, było to w rok po wielkiéj bitwie pod Philippkhang.
— Ej! — zawołał inny doradzca; — czyż na to potrzeba wielkich wiadomości? Wetknijcie mi kawał palącego się torfu na koniec dzidy, albo wideł, lub na co podobnego, trąbcie i wołajcie hasło, a wtenczas wolno będzie wybrać się do Anglii po zrabowane dobro, i odebrać je zbrojną ręką, lecz powinniście to tylko żądać coście stracili. Oto dawne prawo pograniczne, stanowionem one było w Drundam za czasów czarnego Douglasa, możecie mi wierzyć.
— Ruszajcie więc towarzysze, — zawołał Szymon; — daléj na konie! zabierzemy z sobą starego Cuthbera, on to wie, ile spalone zabudowania były warte. Halberta stodoły, obory, owczarnie i stajnie, jeszcze przed wieczorem muszą znowu być pełne. A ponieważ spalonego domostwa tak prędko odbudować nie potrafimy, za to wkrótce wet za wet jeden dom w Anglii w popiół obrócimy.
Ten zachwycający wniosek, przyjęła młodsza część zgromadzenia z wielkim okrzykiem radości. Nagle jeden drugiemu szepnął do ucha, oto sam Halbert nieborak, on to ma nam przewodzić!